Jaka jest twoja wymarzona praca?

czwartek, czerwca 25, 2009

Strajk komunikacji miejskiej w Bawarii

Pracownicy sektora publicznego w Niemczech przystąpili do strajków ostrzegawczych. W Bawarii strajkują także przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej.

Od wczesnego rana w większych miastach Bawarii, jak Monachium, Norymberga, Augsburg i Ratyzbona stoi metro oraz tramwaje. Władze niektórych miast uruchomiły autobusową komunikację zastępczą.
Związek zawodowy ver.di żąda podwyżek płac w wysokości 9,5% dla 6500 pracowników zakładów komunikacji miejskiej w Bawarii.

Jak podała agencja dpa, w części krajów związkowych udział w strajkach zapowiedzieli nauczyciele. Według związku zawodowego pracowników oświaty akcje obejmą 320 szkół w Saksonii, Meklemburgii-Pomorzu Przednim i Dolnej Saksonii.

Pracownicy szpitali, straży pożarnej, policji oraz administracji w Dolnej Saksonii zapowiedzieli wielotysięczną demonstrację w Hanowerze.

Związkowcy sektora publicznego, podległego landom, domagają się 8- procentowych podwyżek dla 700 tysięcy zatrudnionych oraz objęcia umowami zbiorowymi urzędników.

środa, kwietnia 08, 2009

Co trzeci Polak nie ma konta bankowego

54% Polaków nie ma żadnych oszczędności. Co trzeci nie ma nawet konta w banku, wynika z najnowszych badań.

Badania przeprowadziło Centrum im. Adama Smitha, dom badawczy Maison oraz agencja MMT Management w ramach wspólnego projektu "Money Track 2009". Okazało się, że Polacy są ciągle nieufni wobec banków. Co trzeci Polak nie ma nawet konta w banku. Wiele osób twierdzi, że "gotówka to jedyne prawdziwe pieniądze" (tak uważa 64% tych, którzy nie mają konta). Tylko 46% z nas ma oszczędności i są to środki na tzw. czarną godzinę. Tylko 7% Polaków inwestuje środki.

Swoją sytuację materialną ocenia jako średnią 41% Polaków, niecałe 38% jako dobrą, a 21% jako złą. Prawie 68 % Polaków nie widzi szans na jej poprawę. A jeśli już, to dzięki wygranej w Lotto. Tylko 47% uważa, że może poprawić swój los dzięki pracy. Do pracy w zawodzie poniżej swojego wykształcenia jest skłonny tylko co trzeci Polak.

Dla wielu Polaków kryzys jest jedynie sloganem. Dwie trzecie Polaków uważa, że przez najbliższy rok ich sytuacja materialna nie zmieni się, 20% myśli, że będzie gorzej, a 16% - że będzie lepiej.

Spadający eksport szkodzi firmom

Produkcja przemysłowa spadła w lutym o 15,8 proc., licząc rok do roku - oceniają ekonomiści. Ich zdaniem nie może być inaczej przy takim załamaniu eksportu, jakie obserwujemy od początku tego roku.

Niknący w oczach popyt zewnętrzny ściąga nam produkcję w dół.

Dane o rachunku obrotów bieżących opublikowane w ubiegłym tygodniu przez NBP pokazują najlepiej, jak popyt zewnętrzny teraz wygląda - mówi Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas.

Od trzech miesięcy

Według informacji zbieranych przez bank centralny eksport spada od trzech miesięcy. W styczniu zmalał o około 25 proc.

Popyt spada w zastraszającym tempie, i to nie tylko w strefie euro. Podobnie jest na wschodzie i w krajach - nowych członkach Unii. Z nimi mieliśmy nadwyżkę handlową. Teraz zapotrzebowanie na towary z zewnątrz w takich państwach, jak Węgry, Rumunia, Bułgaria czy kraje bałtyckie, drastycznie się kurczy - uważa Michał Dybuła.

W kraju mamy za to coraz mniejsze inwestycje, więc i popyt inwestycyjny maleje - dodaje Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ.

Średnia oczekiwań ekonomistów bankowych, z którymi rozmawialiśmy, zakłada roczny spadek produkcji o 15,8 proc. Najwięksi optymiści - jak Alfred Adamiec z Noble Bank - także spodziewają się spadku, ale nie aż w takiej skali.

Zdaniem Alfreda Adamca produkcja spadnie o 2 proc., a będzie to wynikać z większej liczby dni roboczych niż w styczniu i w grudniu.

Te dramatycznie słabe dane w poprzednich miesiącach były efektem m.in. długiej przerwy świąteczno-noworocznej. W lutym mamy już inny układ kalendarza, poza tym mocno wyczerpały się zapasy w poprzednim kwartale. A popyt w branży konsumpcyjnej wcale nie osłabł - twierdzi ekonomista Noble Bank.

W lutym spadek

Niektórym analitykom puściły chyba hamulce, jeśli chodzi o prognozowanie kondycji naszego przemysłu. My liczymy na to, że stabilizacja wskaźników wyprzedzających koniunktury znajdzie odzwierciedlenie w realnych danych GUS - mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista ING BSK.

Bank spodziewa się spadku produkcji w lutym o 14,4 proc. Oficjalne dane GUS poda dzisiaj.

Z gospodarką nie jest jednak najlepiej, o czym świadczą opublikowane wczoraj przez urząd informacje o płacach i zatrudnieniu w lutym. Zatrudnienie - po raz pierwszy od 2004 roku - spadło, licząc rok do roku. Spadek ten wyniósł 0,2 proc. Miesięcznie zmniejszyło się ono o 0,4 proc. - czyli o ponad 22 tys. etatów.

Zatrudnienie spadnie

Spodziewamy się, że w kolejnych miesiącach zatrudnienie w przedsiębiorstwach będzie spadać, tym bardziej że oczekujemy materializacji planów firm dotyczących zwolnień grupowych - ocenia Łukasz Szadorski, analityk Banku BPH.

Płace co prawda wzrosły w ciągu roku - o 5,1 proc. - ale to najniższa dynamika od ponad dwóch lat. W porównaniu ze styczniem pensje spadły o 0,6 proc.

piątek, kwietnia 03, 2009

Chcą się szkolić, jak nigdy

Powiatowe urzędy pracy odnotowują wzrost zainteresowania kursami dla bezrobotnych. Liczba chętnych kilkakrotnie przewyższa liczbę oferowanych miejsc - donosi "Gazeta Prawna".

W nowosądeckim urzędzie pracy na kursy przeznaczone maksymalnie dla 15 osób zgłosiło się już po 60 kandydatów. W Skierniewicach są chętni nawet na szkolenia dla szwaczek czy audytorów energetycznych. W Kielcach największą popularnością cieszą się kursy kosmetyczne, księgowości i prawa jazdy kategorii C. We Włocławku bezrobotni najczęściej wybierają szkolenia związane z zakładaniem własnej działalności.

Według "GP", pomimo ogromnego zainteresowania szkoleniami w urzędach, ofert nowych miejsc pracy brakuje. W Gdańsku w lutym pracodawcy zgłosili ponad 800 ofert mniej niż w styczniu. Poszukiwani są m.in. fryzjerzy, kucharze czy mechanicy.

piątek, marca 27, 2009

Emigranci mówią w ponglish

Pracują na "small boxach", czasem proszą w banku o "skanselowanie" operacji, często zapisują się do "junii". Tak mówi wielu Polaków na emigracji.

O polskich imigrantach wplatających do swojego języka obcojęzyczne słowa jest głośno, od kiedy otworzono dla nas brytyjski rynek pracy.

Wówczas również pojawiło się określenie "ponglisz" dla polsko-angielskiego slangu. Jednak Polak, który w Anglii jest od niedawna lub w odwiedzinach, może przeżyć szok, słysząc konwersacje rodaków. Rodacy, szczególnie ci, którzy nie mówią płynnie po angielsku, lubią bowiem spolszczać angielskie słowa. Angielski rzeczownik zaopatrzony w polską końcówkę świetnie według nich wplata się w polskie zdanie.

Ania i Gosia pracują w magazynie. Gosia zamiast użyć słowa "koszyk", powie "basket". Nie ma także problemu z odmianą. Może przecież poprosić kogoś o przyniesienie większej liczby "basketów". Z kolei Ania mówi, że pracuje na "small boxach", bo łatwiej powiedzieć tak niż "pracuję na dziale małych pudełek". No każdy wie, o co chodzi.

Wielu Polaków przyjeżdżając na Wyspy, zaczyna od pracy za pośrednictwem agencji. Większości zależy na stałym zatrudnieniu, które często staje się możliwe, gdy pracownik się sprawdzi. Wówczas Polacy mówią, że przeszli na kontrakt (od ang. contract) zamiast powiedzieć, że dostali etat. Choć zwykło się mówić o gwiazdach, czy słynnych sportowcach, którzy podpisują kontrakty z wytwórniami płytowymi lub sponsorami. Angielskiemu Polakowi marzy się kontrakt mniej prestiżowy, na przykład w fabryce.

Nasi rodacy na Wyspach odwykli też od wypełniania formularzy, zamiast tego wypełniają formy (od ang. form). A takich form wypełniają mnóstwo, bowiem jest wiele świadczeń socjalnych, o które można aplikować. Także rejestrując się w agencji pracy lub aplikując na samodzielnie znalezione stanowisko, zazwyczaj należy wypełnić wielostronicowy formularz.

Zdarza się także, że Polacy w trosce o swoje prawa pracownicze zapiszą się od związku zawodowego, nazywając go "junią" (od ang. union). Z kolei w witrynie polskiego sklepu zobaczyć można reklamę transferów pieniędzy do Polski - zamiast transfer by można było użyć słowa "przelew".

Często zdarza się także, że rachunki w Anglii płacone są za pomocą zlecenia stałego w banku. Jednak Polacy często nie zastanowią się, jaki jest polski odpowiednik słów "direct debit". Niektóre banki naliczają również swojemu klientowi kary, jeśli na koncie nie ma wystarczających środków, by wykonać zlecenie stałe. Można tego uniknąć kontaktując się z bankiem i odwołując takie zlecenie. Wielu Polaków zamiast odwołać, powie jednak "skanselować" (od ang. cancel).

Krzysztof Stachura, socjolog z Uniwersytetu Gdańskiego zauważa, że zmiana zwyczajów językowych, jakimi posługują się Polacy na emigracji, jest procesem naturalnym.

- Dłuższy czas przebywania za granicą, gdzie językowa rzeczywistość jest często postrzegana jako obca, powoduje, że nieświadomie przejmujemy nowe, nieznane nam dotąd zwyczaje. Proces ten jest w dużej mierze spontaniczny i z natury trudny do uchwycenia; widać natomiast wyraźnie jego efekty. Obserwujemy bowiem powstawanie zupełnie nowych kodów językowych, będących mieszanką języka ojczystego i języka, którym porozumiewamy się zagranicą. Kody dodatkowo komplikują się, gdy używanych na co dzień języków jest więcej. I choć zjawisko dotyczy głównie osób o słabej znajomości języka, jest powszechne na tyle, że staje się udziałem większości osób mieszkających poza krajem ojczystym - tłumaczy.

Na paleniu będziemy oszczędzać później

Ograniczenie wydatków na gaz i prąd, w ostateczności zaś na alkohol i papierosy. "Puls Biznesu" wskazuje na czym oszczędzamy podczas kryzysu w pierwszej kolejności.

Lokata strukturyzowana Czarne Złoto mBank proponuje Klientom lokatę, dzięki której można zyskać na umiarkowanym wzroście cen kontraktów terminowych na ropę naftową Brent.

Jak wynika z badania firmy Nielsen, która o sposoby oszczędzania zapytała 28 tys. konsumentów z 48 krajów świata, w tym z Polski, aż 40 proc. ankietowanych odłoży w czasie zakup nowinek technicznych, a 36 proc. będzie oszczędzać na jedzeniu zastępując droższe produkty tańszymi.

Badani będą także opóźniać wymianę sprzętów domowych i ograniczą wydatki urlopowe. Co ciekawe - pisze "Puls Biznesu" - najmniej ankietowanych planuje robić to w przypadku zakupu alkoholu - 16 procent i papierosów - 12 procent.

ZUS: Podwyżka składki rentowej może pomóc

Gdyby w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych zabrakło w ciągu roku pieniędzy, ZUS musiałby zaciągnąć w banku kredyt na wypłatę rent i emerytur. Podwyższenie składki rentowej być może pozwoliłoby tego uniknąć - powiedział PAP rzecznik ZUS Przemysław Przybylski.

FUS zawsze ma deficyt i nie jest to nic dziwnego, zaś różnicę między składkami na fundusz a jego wydatkami pokrywa budżet państwa albo kredyt bankowy - wyjaśnił rzecznik.

"Gazeta Wyborcza" napisała w sobotę, że Platforma Obywatelska poważnie rozważa podwyżkę składek, które odprowadzane są od pensji pracowników.

Takiej decyzji nie ma - zapewnił Zbigniew Chlebowski w niedzielę w Radiu ZET. Jednocześnie szef klubu PO powiedział, że jeśli sytuacja budżetu będzie trudna, "rozważamy też takie rozwiązanie". Dodał, że na przełomie kwietnia i maja będzie przeprowadzony przeglądu realizacji tegorocznego budżetu.

Składka rentowa w 2007 i 2008 r. została obniżona z 13 proc. do 7 proc. Poprzednio pracodawcy i pracownicy płacili po 6,5 proc.; teraz pracodawcy odprowadzają 2 proc. składki rentowej od wynagrodzenia każdego pracownika, zaś pracownicy 5 proc. od swojego wynagrodzenia. Obniżenie składki rentowej spowodowało obniżenie wpływów do FUS o ok. 20 mld zł.

Świadczenia emerytalno-rentowe wypłacane są z FUS, ale gwarantem ich realizacji jest budżet państwa.

W ub.r. FUS dostał z budżetu ok. 30 mld zł, w 2009 r. będzie to 37 mld zł. Dotychczasowe linie kredytowe FUS wygasają z końcem wakacji. Do tego czasu, jeżeli okaże się, że pieniędzy na emerytury i renty jest za mało, konieczne będzie zaciągnięcie kolejnego kredytu. Jak powiedział PAP w poniedziałek rzecznik ZUS, "w takim wypadku jeszcze przed wakacjami, albo w ich trakcie, zostanie rozpisany przetarg na taki kredyt".

Gdyby wzrosły wpływy ze składek, to ewentualny kredyt byłby mniejszy, a być może w ogóle udałoby się go uniknąć - mówi Przybylski. Na razie jednak nie ma ostatecznej decyzji, czy będzie zaciągany, bo wpływy do FUS za IV kwartał ub.r. oraz za styczeń i luty 2009 r. są wyższe od zakładanych - stwierdził.

Jeżeli zajdzie taka potrzeba, to rząd podejmie trudną decyzję i podwyższy składkę rentową - powiedziała PAP posłanka PO Magdalena Kochan, dodając, że "rząd zdaje sobie sprawę, iż jest to rozwiązanie bolesne i sięgnie do niego tylko wtedy, gdy nie będzie innego wyjścia". Wypowiedź Chlebowskiego określiła jako "wstępne zaproszenie do debaty".

Zdaniem Jeremiego Mordasewicza z PKPP Lewiatan, "podwyższanie składki rentowej oznaczałoby wzrost kosztów pracy, co przełożyłoby się na obniżenie pensji pracodawców i zniechęcenie pracodawców do tworzenia nowych miejsc pracy".

Jeśli budżet nie ma pieniędzy, to rząd powinien raczej podwyższać opodatkowanie konsumpcji, czyli VAT i akcyzę, gdyż jest to najmniej szkodliwe dla gospodarki. Znacznie gorzej wpływa na nią wzrost kosztów pracy i opodatkowania kapitału, o ściągnięcie którego do Polski powinniśmy teraz szczególnie zabiegać - wyjaśnił Mordasewicz.

Przeciwko podwyższaniu kosztów pracy opowiada się również przewodniczący OPZZ Jan Guz. Jego zdaniem "w obecnej sytuacji nie ma możliwości zmniejszania pensji pracowników". Guz dodał, że "nie byłoby też dobre obciążanie wyższymi składkami pracodawców, którzy również odczuwają skutki kryzysu gospodarczego".

Platforma zawsze twierdziła, że koszty pracy są zbyt wysokie i całkowicie akceptowała obniżenie składki rentowej za rządów PiS. Jeśli jednak rząd nie znajdzie innego sposobu na kryzys, to możemy rozmawiać także o podwyższeniu składki, byleby nie obciążyło to wyłącznie pracowników - powiedziała PAP posłanka PiS Elżbieta Rachwalska.

Za podwyżką składki rentowej opowiedziała się posłanka Lewicy Anna Bańkowska. Stwierdziła, że Lewica "na pewno podejdzie do tego pomysłu życzliwe, ale będzie zdania, że to pracodawcy powinni ponieść większe koszty ewentualnej podwyżki".

Według Bańkowskiej, "łatanie dziur w budżecie FUS jest konieczne, ale nie może odbyć się wyłącznie kosztem pracowników, których dochody i tak maleją".

czwartek, marca 26, 2009

Protestują ratownicy medyczni

Ratownicy medyczni z Koła, Turku i Szamotuł, którzy przegrali konkurs na świadczenie usług ratownictwa medycznego na ich terenie, protestują w Poznaniu. Domagają się unieważnienia konkursu.

Przed Wielkopolskim Urzędem Wojewódzkim NFZ zebrało się kilkadziesiąt osób. Przynieśli transparenty z napisami "szatański spisek" i wizerunkiem wojewody wielkopolskiego oraz plakat z napisem "Życie ludzkie to nie przetargi".

- Chcemy rozwiązania tej sprawy - unieważnienia przetargów i przywrócenia stanu sprzed pierwszego marca tego roku. My chcemy być ratownikami medycznymi na naszym terenie - powiedziała Bogusława Baranowska, szefowa związku zawodowego pracowników ochrony zdrowia z Turku.

Związkowcy podejrzewają, że firmy, które wygrały konkursy na ich terenie nie spełniają wymogów ustawowych i zawiadomili o tym Najwyższą Izbę Kontroli oraz Centralne Biuro Antykorupcyjne i prokuraturę.

28 lutego NFZ rozstrzygnął konkurs na nowych świadczeniodawców usług ratownictwa medycznego. Konkursy ogłoszono po tym, jak część przyszpitalnych oddziałów ratowniczych nie podpisała aneksów do wieloletnich umów. W Kole i Turku konkurs wygrało pogotowie ratunkowe z Konina.

Według NFZ wszystkie konkursy na usługi ratownictwa medycznego zostały przeprowadzone zgodnie z prawem, a firmy, które wygrały, spełniają wymogi ustawy o ratownictwie medycznym.

Tu już drugi protest ratowników medycznych w Poznaniu w tym tygodniu, poprzedni odbył się w poniedziałek.

Wojewoda wielkopolski zarządził kontrolę w stacjach ratownictwa medycznego w Kole i Turku. - Mam podejrzenia, że dochodziło do nadużyć w działaniu tych jednostek - mówił podczas niedawnego posiedzenia Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego wojewoda Piotr Florek.

Chodzi o używanie sprzętu i pojazdów przeznaczonych dla systemu ratownictwa medycznego do innych celów, takich jak transport międzyszpitalny czy dowożenie na badania. Do nieprawidłowości miało dochodzić w ubiegłym roku.

W czwartek w Katowicach przedstawiciele związków ratowniczych zdecydowali o przeprowadzeniu 26 marca w Warszawie ogólnopolskiej manifestacji pracowników państwowego ratownictwa medycznego. Postulaty ratowników obejmują: zaprzestanie "dzikiej prywatyzacji" placówek ochrony zdrowia, zakaz świadczenia usług państwowego ratownictwa medycznego przez firmy prywatne, sformułowanie "czytelnych zasad kontraktowania usług ratownictwa medycznego" oraz wstrzymanie likwidacji szkół kształcących ratowników.

środa, marca 25, 2009

Nowe prawo gorsze dla podatnika

Ponad 40 ustaw regulujących działanie organów kontrolnych może stracić na znaczeniu. Nie będą podstawą przy kontroli - twierdzą eksperci. Inni uważają, że są potrzebne, ale nie wiadomo, w jakim zakresie.

Znowelizowane przepisy ustawy o swobodzie działalności gospodarczej mogą budzić wątpliwości interpretacyjne. I to nie tylko przedsiębiorców, ale i urzędników zobowiązanych do ich stosowania, którzy nie będą wiedzieli, w jaki sposób się nimi posługiwać.

Niejasne prawo

Źródłem ich kłopotów jest nowy art. 77 ust. 1 ustawy, zgodnie z którym kontrola działalności gospodarczej przedsiębiorców przeprowadzana jest na zasadach określonych w niniejszej ustawie, chyba że zasady i tryb kontroli wynikają z bezpośrednio stosowanych przepisów powszechnie obowiązującego prawa wspólnotowego albo z ratyfikowanych umów międzynarodowych. Mimo iż ust. 2 pozwala na stosowanie przepisów ustaw szczególnych w zakresie nieuregulowanym tymi przepisami, a ust. 3 art. 77 odsyła do odrębnych ustaw przy określaniu zakresu przedmiotowego kontroli i organów upoważnionych do jej przeprowadzania, to i tak – zdaniem wielu ekspertów - przepisy nie są jasne.

Ordynacja bis

Co ciekawe, znowelizowane przepisy ustawy o swobodzie działalności gospodarczej powielają nowe, obowiązujące dopiero od 1 stycznia 2009 r., regulacje ordynacji podatkowej mówiące o obowiązku uprzedzenia podatnika o planowanej kontroli i ewentualnych ograniczeniach tego wymogu (art. 282b ordynacji). Niestety przewidziane w obu tych ustawach wyłączenia nie pokrywają się ze sobą (ordynacja daje fiskusowi i skarbówce więcej możliwości złożenia wizyty podatnikowi bez uprzedniego powiadomienia).

Pytanie też, czy zapisana w ustawie o swobodzie możliwość zabezpieczenia dokumentów, gdy przedsiębiorca wniesie sprzeciw, ma jakikolwiek sens, jeżeli ta sama ustawa wymaga zawiadamiania o kontroli na siedem dni przed jej rozpoczęciem. Może się bowiem zdarzyć, że urzędnicy nie będą już mieli czego zabezpieczać, jeżeli niektórzy z kontrolowanych zawczasu “uporządkują” dokumentację.

Szczególną uwagą będą się musiały wykazać Ministerstwo Finansów i podległe mu służby. Przepisy wymagają bowiem stosowania kodeksu postępowania administracyjnego (a nie ordynacji) do postanowień rozstrzygających kwestię sprzeciwu kontrolowanych przedsiębiorców.

Będzie gorzej?

Nie ma się co oszukiwać: terminy, w których ma się zakończyć kontrola, są po prostu nierealistyczne. Niemożliwe jest przecież zbadanie w ciągu nawet tych 48 dni firmy, która uczestniczy na przykład w procederze wyłudzania VAT. Prawdopodobnie więc, chcąc uniknąć przedawnienia ewentualnego zobowiązania podatkowego, będziemy musieli do protokołu wpisywać cokolwiek, byleby tylko nie zamknąć sobie drogi do ściągnięcia długu - powiedział “Rzeczpospolitej” anonimowo jeden z inspektorów.

Departament Kontroli Skarbowej Ministerstwa Finansów twierdzi natomiast, że ostateczna ocena instytucji sprzeciwu i wpływu jego stosowania na funkcjonowanie kontroli skarbowej będzie mogła zostać dokonana nie wcześniej niż po wejściu w życie nowelizacji ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Dopiero bowiem analiza uwarunkowań wynikających ze stosowania w praktyce, w kontrolach skarbowych, przepisów dotyczących sprzeciwu pozwoli na wyciągnięcie wniosków dotyczących potrzeby i skali ewentualnych korekt regulacji prawnych.

Grażyna J. Leśniak
"Rzeczpospolita"

Marcin Baran, dyrektor w Ernst & Young
Zgadzam się z poglądem, że instytucja sprzeciwu wobec podjęcia kontroli może być nadużywana i wykorzystywana do utrudniania kontroli. Ustawodawca postawił organy skarbowe w trudnej sytuacji – jak przeciwstawić się nadużywaniu prawa przez podatników, samemu go nie naginając? Środkiem obrony przed udaremnianiem kontroli przez podatnika może być zabezpieczenie na czas rozpatrzenia sprzeciwu dokumentów i innych nośników informacji (np. twardego dysku komputera), jeżeli mogą stanowić dowód w toku kontroli. Podatnicy muszą sobie zdawać sprawę, że niekiedy takie zabezpieczenie może się okazać bardziej uciążliwe dla nich samych niż zwykła kontrola.

"Gospodarka Polski trzyma się nieźle"

Podsumowując zakończoną we wtorek wizytę w USA, prezes NBP Sławomir Skrzypek powiedział, że przekonywał swych amerykańskich rozmówców, iż Polska stosunkowo dobrze radzi sobie z kryzysem ekonomicznym na tle innych gospodarek Europy Wschodniej.

Kropla drąży skałę i zaczęliśmy pracę, która zaskutkuje, mam nadzieję, innym, właściwszym podejściem do naszego kraju. Cały czas pokazujemy duże szanse pozytywnego wzrostu gospodarczego w Polsce. W sytuacji, gdy w Europie większość krajów będzie w recesji, taka sytuacja Polski pozwoli nam pozytywnie odróżnić się na tle innych - powiedział polskim dziennikarzom.

Skrzypek nalegał, aby nie wrzucać Polski do wspólnego worka "Europy Wschodniej" albo "wschodzących rynków", w których to grupach krajów są między nimi ogromne różnice. Popełnia się wielki błąd, traktując te regiony homogenicznie - powiedział.

Myślę, że w sytuacji, gdy kapitał przestanie spoczywać w bezpiecznej przystani (...), a będzie chciał się rozglądać za wzrostem zysku, wśród potencjalnych kierunków jego przepływu Polska może należeć do krajów atrakcyjnych - oświadczył.

W czasie pobytu w Waszyngtonie prezes NBP spotkał się z prezesem Banku Światowego Robertem Zoellickiem, wicedyrektorem zarządzającym Międzynarodowego Funduszu Walutowego Johnem Lipskym, członkiem Zarządu Rezerwy Federalnej Donaldem Kohnem i przedstawicielami kierownictwa amerykańskiego ministerstwa skarbu.

Wcześniej odwiedził Nowy Jork, gdzie rozmawiał z dyrekcjami banków i wielkich korporacji, a także przedstawicielami giełdy nowojorskiej na Wall Street.

Skrzypek jest umiarkowanym optymistą w kwestii perspektyw polskiej gospodarki w tym roku.

W Polsce cały czas przewidujemy dodatni wzrost gospodarczy. Może on być między zero a 2 proc. w tym roku - powiedział. Przyznał jednak, że wskutek uzależnienia od eksportu do krajów Unii Europejskiej "spadek popytu na ten eksport może dramatycznie dotknąć naszą gospodarkę".

Dodał wszakże, iż wzrost PKB o 2,9 proc. w IV kwartale ub.r. to kolejny dowód, że gospodarka Polski jest w lepszej sytuacji niż wielu innych krajów Europy Wschodniej.

NBP przewidywał taki rozwój sytuacji, więc nie budzi to mojego zdziwienia. To kolejny przykład, jak pozytywnie odróżnia się nasz kraj na tle innych gospodarek europejskich - powiedział.

Skrzypek nie chciał ujawnić, jak ewentualny wzrost inflacji w lutym wpłynie na decyzje RPP.

Na ten temat nie mogę nigdy udzielać odpowiedzi, ponieważ nie prezentujemy przyszłej ścieżki stóp procentowych. Mamy jednak postawę łagodzenia polityki monetarnej i stale w niej trwamy - powiedział.

Dodał, że od początku swej kadencji podkreślał, iż celem banku centralnego musi być nie tylko powstrzymywanie inflacji.

Musimy również zwracać uwagę na kwestię wzrostu gospodarczego. Wcześniej byłem za to krytykowany, a dzisiaj mogę z satysfakcją powiedzieć, że w dyskusjach na temat roli banków centralnych mówi się coraz częściej, że kwestie takie jak wzrost gospodarczy powinny być brane pod uwagę przy prowadzeniu przez nie polityki - oświadczył.

Skrzypek sugerował także swym rozmówcom w USA potrzebę rozszerzenia o Polskę grupy G-20, zrzeszającej najwyżej rozwinięte gospodarki na świecie.

Poruszałem ten temat z wieloma moimi rozmówcami. Polska, mająca ekonomię porównywalną z ekonomią Indii patrząc pod kątem produktu krajowego, powinna uczestniczyć w spotkaniach grupy G-20 ze względu na naszą specyfikę, ze względu na to, że mamy dużo do wniesienia do tej jakże homogenicznej w tej chwili grupy. Jeżeli G-20 ma mieć rzeczywisty wpływ na sytuację na świecie i ogląd różnych problemów, obecność naszego kraju w pracach tej grupy byłaby bardzo wskazana - powiedział prezes Skrzypek.

Zapytany, jakie są szanse wejścia Polski do tego ekskluzywnego klubu, prezes podkreślił, że wymaga to czasu.

Jedną wizytą czy jedną rozmową nie załatwia się tak poważnych problemów. Należy przedstawiać swoje stanowisko, prezentować argumenty i prowadzić działania różnymi kanałami, także dyplomatycznymi, aby przekonać decydentów, że nie tylko dla nas jest ważne, byśmy współdziałali w G-20, a ważne jest to również dla tej grupy, jeżeli chce skutecznie wpływać na sytuację na świecie - dodał.